sobota, 13 sierpnia 2016

Kierunek: Lubanie, Kujawy

We Wsi-mieście: dialogu od nowa zdefiniowano wieś jako przestrzeń, gdzie wytwarza się żywność, kulturę i więzi społeczne, a także buduje relację człowieka z przyrodą. Jednak wspominano też tam, że nie jest to tylko miejsce, gdzie produkuje się żywność, bo na wsi po prostu się żyje: uczęszcza do szkoły, spotyka z sąsiadami, wychowuje dzieci, odpoczywa, przeżywa starość et cetera.
Lubanie doskonale wpisuje się w tę definicję. Ta dobrze rozwinięta gospodarczo wieś leży w powiecie włocławskim (tak, blisko stamtąd do polskiej stolicy fajansu!). 7 sierpnia dotarły tam „Podróże między wierszami”. Były trzy przyczyny tej wyprawy: kulturoznawczy, krajoznawczy i sentymentalno-towarzyski. Ostatni powód odnosi się do faktu, jakim była moja podróż do Kazachstanu. W Pawłodarze poznałam bowiem – oczywiście między innymi – grupę wokalną Syreny, a potem przejechałam (właściwie powinnam napisać -liśmy, bo byłam tam z towarzyszem podróży, którego tożsamość za moment ujawnię) z nimi ponad siedemset kilometrów, via Astana, do Kokczetawy (Kokszetau) na Ogólnokazachstański Festiwal Pieśni Polskiej „Polonia Śpiewająca”. We wpisie „Swojskość”? wspominałam, że gdyby ktoś, kogo spotkałam na mej drodze, nie przebywał tam swego czasu, to być może wcale nie wylądowałabym w Kazachstanie. Tym kimś jest Radek. Kilkanaście pierwszych lat życia spędził właśnie w Lubaniu. Zapewne gdyby nie on i lubańskie rodziny społeczników: Bławatów, Budzyńskich (zresztą pochodzi z tej familii), Kowalczyków, to kilka Syren nie dotarłoby na Kujawy. Takie oto zapętlenie trajektorii powstało.

Fot. Joanna, archiwum prywatne, od lewej: wagon typu „kupiejnyje”
 („kupe”, 2 klasa) lub „plackartnyje” („plac karta”, 3 klasa), którym jechaliśmy
z Syrenami; budynek z neonem „Kokszetau”; grupy wokalne Syreny i Narcyz
 z Pawłodaru w trakcie festiwalu w Kokczetawie.
Podróż kulturoznawcza

Powracając jednak do Lubania, to być może słyszeliście o nim, a nawet przejeżdżaliście przez niego, bo przebiega tam Wiślana Trasa Rowerowa. Niestety tym razem nie dotarłam do tej wsi na rowerze. Przybyłam do Lubania bowiem pociągiem. Wśród przyczyn znalezienia się w tej kujawskiej miejscowości wymieniłam też aspekty kulturoznawcze i krajoznawcze. Mianowicie w Lubaniu odbyło się Polsko-Kazachstańskie spotkanie z tradycją kujawską. W jego trakcie można było usłyszeć na żywo grupę wokalną Syreny, a także zobaczyć, jak na Kujawach Nadwiślańskich, zwanych też Białymi, łączą się tradycja regionalna i współczesność, dowiedzieć się co nieco o regionie oraz poznać smaki kujawskie i kazachstańskie. Wydarzenie zorganizowały Urząd Gminy Lubanie i Gminny Ośrodek Kultury, ale de facto również niektórzy mieszkańcy wsi zaangażowali się nieformalnie w jego stworzenie. Przyświecał im wspólny cel – chęć ukazania tradycji regionalnej. Wydaje mi się, że poprzez to działanie dokonali jeszcze czegoś – pokazali, że Lubanie jest fascynującym miejscem do życia i spędzenia wolnego czasu. Niewątpliwe spotkanie to miało charakter animujący społeczność i integrujący ją, ale nie tylko. Wszak można w nim dostrzec cechy reunionu, co prawda nieplanowanego. Mianowicie specjalnie dla kazachstańskich twórczyń do tej miejscowości przybyli ludzie z Warszawy, Krakowa, czy też Pragi czeskiej. W tym miejscu warto zauważyć, że Larysa Krzyżańska – wójt Lubania, stwierdziła w zapowiedzi występu Syren, że są to „odważne kobiety, Kazaszki, które propagują kulturę polską”. Można więc uznać, że tę wieś kujawską i to miasto kazachskie łączy nie tylko Radek, ale też osoby, zajmujące się podobnymi działaniami. Członkinie grupy wokalnej Syreny śpiewają w niej prywatnie, ale na rzecz animowania tamtejszej społeczności i upowszechniania w niej kultury. Na co dzień zaś są: muzyczkami, animatorkami, architektkami itd. W Lubaniu zaprezentowały jeden narodowy utwór kazachski i piosenki polskie z repertuaru ludowego i rozrywkowego. W przypadku muzyki popularnej, nomen omen, można było usłyszeć Remedium, powszechnie kojarzone jako Wsiąść do pociągu byle jakiego.



Fragment Do ciebie Kasiuniu - piosenki wykonanej przez Syreny w Lubaniu. 
Dzięki zaprezentowaniu tej pieśni obrzędowej w 2015 roku ta grupa wokalna zdobyła nagrodę na Ogólnokazachstańskim Festiwalu Pieśni Polskiej „Polonia Śpiewająca”
w Kokczetawie (Kokszetau) w Kazachstanie. W rolę Jasieńka wcielił się lubański muzyk.



Fot. Joanna, kazachstańscy (pawłodarscy) i kujawscy (lubańscy) artyści za sceną, na scenie i przed sceną.   




Fot. Joanna, roztańczona (najmłodsze pokolenie) i zasłuchana publiczność. 



Dzieciom z grupy tanecznej Kujawy Nadwiślańskie przygrywali muzycy w ludowych strojach regionalnych. Takie odzienie już dawno wyszło z użycia. Obecnie można je zobaczyć zazwyczaj w trakcie imprez kulturalnych upowszechniających tradycję Kujaw.


Fot. Joanna, lubańscy muzycy w ludowych strojach regionalnych.

Mężczyźni widoczni na zdjęciu mają na głowach czarne kapelusze filcowe, które są charakterystyczne dla tamtejszego stroju ludowego, przy czym warto zauważyć, że posiadali je niegdyś bogatsi mężczyźni.[1] Dodam, że kawalerowie przyozdabiali takie pilśniowe nakrycie głowy barwnymi wstążkami lub pawim piórem. Lubańscy muzycy ubrali się w niebieskie kamizelki. Akurat te są bez rękawów, ale w tym kontekście można zauważyć, że na Kujawach spotykano dwa typy kamizelek: z krótkimi, przed łokieć, rękawami bądź właśnie takie bez rękawów. Miały one krój kontuszowy i sięgały do połowy uda, ale te widoczne na zdjęciu są trochę krótsze. Kamizelki przepasano zazwyczaj czerwonym pasem i takie można było zobaczyć w Lubaniu, ale niekiedy bywały one brązowe lub granatowe. Białe koszule wiązano jedwabnymi chustkami, ale przyznam się, że nie wiem, z jakiego materiału są tych muzyków.

Zarówno Syreny, jak i przedstawicielki lubańskiej społeczności przygotowały dla uczestników spotkania poczęstunek w postaci biszparmaku (możecie też usłyszeć o tej potrawie jako o beszbarmaku), baursaków, bigosu kujawskiego, żurku i ciast domowych. W kontekście tego przedostatniego dania, warto przypomnieć, że Oskar Kolberg, etnograf, opisując dziewiętnastowieczną kuchnię typową dla Kujaw, wskazał, że „Na śniadanie [był – PMW-J.] żur z kartoflami lub chlebem”. A Grażyna Szelągowska, starszy kustosz, z Muzeum Etnograficznego im. Marii Znamierowskiej-Prüfferowej w Toruniu, przypomniała, że do dzisiaj żurek jest tradycyjną, charakterystyczną potrawą kujawską. Poza tym współcześnie wiele dań w tamtym regionie przygotowywanych jest z kapusty świeżej lub kiszonej, zatem mamy już wytłumaczenie, czemu na lubańskim stole zagościł bigos. Biszparmak (ʻpięć palcówʼ), który zrobiły kobiety z Pawłodaru, to danie spotykane w Azji Środkowej. Składa się ono z mięsa (zazwyczaj baraniny lub koniny, ale w Lubaniu zastąpiono je wołowiną) i klusek. Baursaki można zaś opisać jako wytrawne pączki bez nadzienia, które podaje się na przykład do zup. Jednak na stołach w Lubaniu znalazły się nie tylko potrawy, bo leżały tam również przepisy na nie. Zarówno degustacja dań polskich i kazachskich przygotowanych przez obie strony spotkania, jak i podzielenie się recepturami poniekąd przypominają o antropologicznej koncepcji wymiany darów między grupami, wzajemności, będącej podstawą społecznego i kulturalnego życia. Co więcej, mawia się, że „przez żołądek do serca”. Owszem, jedzenie to coś, co niekiedy sprawia, że zakochujemy się w danej kulturze. Jednak parafrazowałabym to przysłowie i stwierdziłabym, że przez żołądek do wiedzy, bo dzięki skosztowaniu biszparmaku (beszbarmaku), baursaków, bigosu kujawskiego, żurku, czy też ciast domowych mogliśmy dowiedzieć się co nieco o tradycji kujawskiej, a mówiąc szerzej – o kulturze polskiej, czy kazachskiej i to niezależnie, czy byliśmy przyjezdnymi do wsi, czy też jej mieszkańcami. Można zadać sobie też pytanie, co z tej części spotkania mógł wynieść turysta nie przynależny do tych dwóch wspólnot? Odpowiedź brzmi – zyskał doświadczenie gastroturystyczne/turystyki kulinarnej.

Fot. Joanna, od lewej: stół z potrawami kujawskimi i kazachstańskimi oraz przepisami na nie;
biszparmak i baursaki; bigos kujawski.