piątek, 30 grudnia 2016

Podsumowanie 2016 roku "Podróży między wierszami"


"Podróże między wierszami" powstały 28 marca 2016 roku. W pierwszej kolejności blog miał stanowić miejsce, gdzie zostaną opublikowane notatki z Kazachstanu. Jednak w przypadku zapisania wspomnień z tej podróży mam zaległości tak wielkie jak odległość między Warszawą a Pawłodarem [jedno z kazachskich miast, w którym byłam], ale co się odwlecze, to nie uciecze. Jeszcze przeczytacie moje zapiski stamtąd.

Z pewnych względów 2016 rok miał być dość stacjonarny, ale okazał się dość mobilny [i bardzo dobrze, bo przemieszczanie się, poznawanie nowych przestrzeni to jedna z ulubionych czynności PMW]. Udało mi się zobaczyć miejscowości w: Małopolsce, na Mazowszu, Kujawach i Ziemi Dobrzyńskiej, WarmiiŻuławach Wiślanych, w Wielkopolsce, a także przekroczyć granicę, docierając do Sambora, Żytomierza, Kijowa, Łanowic, Lwowa (Ukraina) i Wilna (Litwa). Zapewne nie są to najlepsze statystyki, bo w zeszłych latach udawało mi się wyjeżdżać na dłużej/więcej, ale jak na rok, który miał być stacjonarny, to mogę czuć się spełniona w podróżowaniu.

Założyłam, że blog będzie o podróżach, turystyce, w tym gastroturystyce, poznawaniu kultur. I tego rzeczywiście dotyczy. Okazało się jednak, że w kontekście tych podróży pojawiły się niekiedy odniesienia do teatru i kultury żydowskiej [czyli do tego, co interesuje PMW poza podróżami]. 

Co będzie dalej, zobaczę/my!


Zdjęcia z wybranych podróży.


PS 1. A wiecie, co pysznego wyniosłam z tegorocznego podróżowania? Już Wam mówię. Przepis na bigos kujawski. 
PS 2. Wczoraj pojawił się wpis na blogu o Wilnie. Jeśli go nie czytaliście, to zapraszam serdecznie do jego lektury.


czwartek, 29 grudnia 2016

Spacer po Wilnie, część I

O tym, że kiedyś pojadę do Wilna, wiedziałam od zawsze. I zawsze było mi nie po drodze. Szybciej dotarłam do marokańskich i kazachskich miast niż do Wilna. Odwiedziłam prawie wszystkie sąsiednie państwa, Litwę też, bo będąc dwudziestokilkulatką, byłam na stażu w Kownie. Jednak stamtąd wciąż było za daleko i nie po drodze do Wilna. Zanim zdecydowałam się na podróż do stolicy Republiki Litewskiej, to byłam pewna, że pojadę do Rygi (i tylko niedogodne połączenie sprawiło, że do niej nie dotarłam). Wciąż trochę żal mi, że nie zobaczyłam w tym roku tego łotewskiego miasta, ale nie żałuję, że wreszcie dotarłam do Wilna! Co więcej, już wiem, że nie było to moje ostatnie spotkanie z wileńską przestrzenią. A do tego, że od zawsze wiedziałam, że pojadę do Wilna, przyczynił się fakt, że moi pradziadkowie i babcia po kądzieli byli wilnianami.
Dość spontanicznie postanowiłam, że odwiedzę to miasto, więc nie było czasu na gruntowne przygotowanie się do wycieczki. Wiedziałam tylko, że chcę zobaczyć cmentarz na Rossie, Ostrą Bramę i znaleźć się na pewnej ulicy (o tym ostatnim wymienionym punkcie w kolejnym blogowym tekście), i że reszta tego, co chcę doświadczyć, może znajdować się poza „typowym” szlakiem. Miałam świadomość, że przez większość dnia nie będę mieć w Wilnie dostępu do internetu, a co za tym idzie, nie będę mieć dzięki niemu podpowiedzi, jak dojść z punkt a do punktu b, więc przed wyjazdem wydrukowałam kilka fragmentów Mapy Google.
Jednak w Wilnie zamiast trzymać się mapy, postanowiłam, że zdam się na intuicję i logikę („Przecież jeśli tu jest dworzec kolejowy i kładka, to tory mogę przeciąć w tym miejscu”). Samo dostanie się na kładkę nie było łatwe, bo część przejść między nią, peronami i tunelem pozamykano, przez co poruszałam się tam trochę jak w labiryncie. Jednak w końcu udało się wejść na kładkę, a potem znaleźć po drugiej stronie torów. Dzięki temu „spacerowaniu”, a raczej "błądzeniu", po przestrzeni dworcowo-kolejowej odkryłam takie oto miejsce – Quepasa (hiszp. "Co się stało?"). Nie zajrzałam tam do środka, ale za to po powrocie do domu dowiedziałam się, że to klub, w którym dzieją się wydarzenia związane z kulturą latynoamerykańską, że przyciąga on tych, którzy lubią muzykę i taniec.
Klub Quepasa znajdujący się w dworcowej przestrzeni.
Będąc po drugiej stronie kładki, a jednocześnie po tej stronie torów, po której znajduje się cmentarz na Rossie, przekonałam się, że wybranie tej drogi, jednak nie było najwłaściwsze, bo wydrukowana mapa nie obejmowała miejsca, w którym się znalazłam. Pozostała mi więc do dyspozycji intuicja i poruszanie się „na logikę”. W trakcie zmierzania do nekropolii kilka razy zatrzymałam młodych ludzi, podpytując się w języku angielskim, jak do niej dojść. W konsekwencji trochę pobłądziłam. 

Na tych zdjęciach widać to, co zauważyłam podczas błądzenia.
Ostatecznie wybawiła mnie z błądzenia seniorka, która pojawiła się na drodze i wskazała mi właściwą trasę. Zagadnęłam do niej po rosyjsku, ale ona odpowiedziała, że będzie mówić po polsku. Co prawda, jej mowa bardziej przypominała tak zwany język prosty – mieszankę wschodniosłowiańskich języków, ale najważniejsze, że zrozumiałyśmy się i dotarłam tam, gdzie chciałam.
Nie będę opisywać cmentarza na Rossie, bo istnieje wiele materiałów na jego temat, ale za to przybliżę jeden z kilku, które mnie zainteresowały. Mianowicie jest to projekt badawczy „Cmentarz na Rossie w Wilnie”. Moim skromnym zdaniem warto zajrzeć na jego stronę. Przedstawię także kilka zdjęć z tej nekropolii.
Migawka z cmentarza na Rossie.
Idąc z cmentarza ku Ostrej Bramie szłam już pewniejszym krokiem, więc miałam czas na zaglądanie w różne zakątki. Moją uwagę przykuł ten ogródek. 
Jeden z mijanych ogródków.
O gustach się nie dyskutuje i nie zamierzam. W swoim ogrodzie (którego zresztą nie posiadam) zapewne bym nie postawiła takich ozdób, ale patrząc na nie, odczułam coś swojskiego i miłego. Swoją drogą, co zwiastuje stojący bocian? Wiem, wiem, jest sztuczny, więc chyba nic nie wróży.

Przy Ostrej Bramie znalazłam się w samo południe. Gdy wpatrywałam się renesansowy obraz Najświętszej Marii Panny – Matki Boskiej Miłosiernej, a po głowie chodziły mi wersy Inwokacji z Pana Tadeusza Adama Mickiewicza: "Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy/ I w Ostrej świecisz Bramie!" (Ach, ta szkolna nauka języka polskiego!), to - niespodziewanie dla mnie - rozbrzmiały dzwony i przyznam się, że było niesamowite dla mnie to, że mogłam je usłyszeć.