wtorek, 19 kwietnia 2016

Dzień Pamięci o Holokauście

19 kwietnia - 73. rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim; to także Dzień Pamięci o Holokauście i Przeciwdziałaniu Zbrodniom Przeciwko Ludzkości.

Zdjęcie wykonałam w Jerozolimie, a dokładnie w Yad Vashem w miejscu upamiętniającym Holokaust. Znajduje się tam przestrzeń wystawiennicza i centrum zajmujące się edukacją o tym okresie w historii świata. Muzeum usytuowane jest na zboczach Har HaZikaron (Wzgórze Pamięci).
Na zdjęciu jest widoczna instalacja "Shalechet" (pol. "opadłe, martwe liście") wykonana przez Menashe Kadishmana, izraelskiego artystę.


Instalacja "Shalechet", Yad Vashem, Jerozolima, Izrael.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Gościnnie w Krakowie, czyli realacja na cztery ręce

Zamieszczony dziś tekst ukazał się w 2015 roku na blogu „Zależna w podróży...” i nosił tytuł Gościnnie w Krakowie, gościnnie na blogu „Zależna w podróży”, co było efektem tego, że moja przyjaciółka Sara wygrała w konkursie tamże ogłoszonym (wspominałam o tym we wstępniaku O podróżowaniu, kulturze i jedzeniu zamiast śmingusa-dyngusa). W następstwie tego napisałyśmy ten artykuł. Jako że obecnie tam on już nie widnieje, to pozwoliłam sobie go opublikować tutaj, a co za tym idzie - oto pierwszy artykuł na cztery ręce na blogu "Podróże między wierszami". A czy ostatni? To się okaże:). Co jest pewne? Kolejne teksty będą krótsze!:)

„Veni, vidi, vici”. W moim przypadku jednak można rzec: „vici”, „veni, vidi”:). Wszak dzięki Zależnej w Podróży – Agnieszce Ptaszyńskiej – najpierw w grudniu wygrałam [Sara – P.M.W.] w konkursie dwudniowy nocleg dla dwóch osób w Krakowie (dziękuję za nagrodzenie!), a następnie przybyłam do legendarnego grodu Kraka. Voucher zrealizowałam dopiero w marcu. Weekend w Krakowie spędziłam z koleżanką. Też brała udział w tym konkursie, nieraz podróżowałyśmy we dwie, dlatego zaproponowałam jej wspólny wyjazd i napisanie tej relacji na cztery ręce.

Byłyśmy ciekawe pobytu w Yarden aparthotel przy Długiej 35, jako że w 2014 roku został
uwzględniony w rankingu Michelin. Jeszcze nie zdarzyło się nam nocować w miejscu, które było tak wyróżnione. Zresztą podróżując, zazwyczaj szukamy taniego noclegu, zatem samo przez się są to miejsca spoza tego rankingu. W hotelu dwie rzeczy podbiły nasze serca.

W łazience powieszono informację w językach polskim i angielskim, która brzmi: Czy wyobrażasz sobie, ile ręczników pierze się każdego dnia w hotelach na całym świecie, i jak duże ilości środków piorących zanie-czyszczają przez to nasze rzeki, jeziora i morza? Prosimy zdecyduj: Ręczniki pozostawione na podłodze lub w brodziku w łazience: „Proszę wymienić”. Ręczniki powieszone na wieszaku: „Użyję po raz kolejny”. Bądźmy przyjaciółmi natury. Takiemu podejściu do środowiska naturalnego jesteśmy na tak! W Oleander Resto Bar zaś, pełniącej funkcję jadalni hotelowej, serwowany jest chleb bezglutenowy. Dla jednej z nas (Joanna) jest to istotne, bo z powodów zdrowotnych nie może jeść produktów, zawierających gluten. I mimo że współcześni bezglutenowi konsumenci nie żyją w trudnych dla nich czasach, to jednak w zbiorowej gastronomii, zwłaszcza hotelowej, chleb niezawierający glutenu nie jest oczywistością.
Przyjechałyśmy do Krakowa w piątek wieczorem. O Długiej wiedziałyśmy tylko tyle, że na początku ulicy znajduje się Dom pod Globusem, zbudowany w secesyjnym stylu, w którym mieści się siedziba Wydawnictwa Literackiego (przy Długiej 1). Gdy go ujrzałyśmy na horyzoncie, to wiedziałyśmy już, że idziemy w dobrym kierunku. Nie widziałyśmy jednak, że przy tej ulicy znajduje się wiele sklepów z sukniami ślubnymi. Niektóre są dosłownie jeden obok drugiego. Zdaje się, że jest to krakowskie zagłębie sukien ślubnych:). Ot taka ciekawostka. Nie starczyło nam tego dnia czasu na ambitne zwiedzanie. Udałyśmy się tylko na flaunering po kleparskich i śródmiejskich ulicach: Świętego Filipa, Krótka, Krzywa, rynek Kleparski, Basztowa, Planty, Sławkowska, Szczepańska, plac Szczepański, Jagiellońska, Gołębia, Bracka (nie padał deszcz!), Rynek Główny wzdłuż i wszerz, pasaż Bielaka, Stolarska, Św. Tomasza i tak dalej, aż wróciłyśmy do Długiej.

W sobotę po śniadaniu w Yarden aparthotel wyszłyśmy na miasto.
Skierowałyśmy się w okolice Smoczej (dlaczego? – o tym za moment). Przecięłyśmy Planty, znalazłyśmy się na Rynku, zajrzałyśmy do Bazyliki Mariackiej, a następnie obeszłyśmy ją dookoła (tym samym zwróciłyśmy uwagę na jej elementy architektoniczne, które w trakcie wcześniejszych pobytów w Krakowie umknęły naszej uwadze). Początek marca, a zwłaszcza sobotni marcowy poranek to czas, kiedy można cieszyć się z nieobecności turystów w przestrzeni Rynku:). Idąc ulicą Grodzką, dostrzegałyśmy zakamarki, również niezauważone podczas wcześniejszych odwiedzin grodu Kraka. To dowód, że są miejsca, które mimo wielokrotnej eksploracji, wciąż nie są dokładnie zapisane w pamięci. Gdy doszłyśmy do Bernardyńskiej, Joannie przypomniało się, że ma pocztówkę do nadania. W Zamku Królewskim mieści się siedziba poczty, weszłyśmy zatem na Wzgórze Wawelskie. Tym samym przespacerowałyśmy się po Wawelu i z jego perspektywy obejrzałyśmy Bernardyńską, panoramę Wisły, w tym budynki Mangghi. Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej oraz Handlowej Spółdzielni „Jubilat”. Po wyjściu z terenu zamkowego znalazłyśmy się wreszcie na Bulwarze Czerwieńskim. Skierowałyśmy się w okolice ulicy Smoczej. Stoi tam Pomnik Psa DżokaDo tego miejsca pamięci koniecznie chciała dotrzeć Sara. Kiedyś słyszała o nim, mimowolnie jednak wyparła tę informację. Znajdowało się ono w jej niepamięci dopóki, dopóty nie zabrała się za przygotowanie trasy konkursowej. Wówczas spostrzegała je na mapie Starego Miasta. Przypomnijmy, że w 1990 roku na Rondzie Grunwaldzkim właściciel Dżoka dostał zawału serca. Zabrano go karetką. Niestety w drodze do szpitala zmarł. Pies jednak przez wiele dni czekał tamże na swojego opiekuna. W tym czasie wielokrotnie wspominano o Dżoku w mediach (wtedy to Sara usłyszała o nim). Po prawie rocznym oczekiwaniu na swego pana, pies pozwolił się przygarnąć Marii Müller, żonie Władysława Müllera. Jego nowa właścicielka zmarła w 1998 roku. Po jej śmierci zabrano psa do schroniska, z którego uciekł. Jakiś czas potem znaleziono go zabitego na torach kolejowych w Borku Fałęckim. Tak oto stał się bohaterem miejskiej legendy, a w 2001 roku odsłonięto Pomnik Psa Dżoka, zaprojektowany przez Bronisława Chromego. Jako że nastała pora obiadowa, Joanna uparła się, że musimy koniecznie posilić się w restauracji „U Romana”, o której wspomniałam, w napisanej przeze mnie [Sarę – P.M.W.] trasie. Mieści się ona w budynku Akademii Muzycznej i pełni funkcję stołówki uczelnianej. O tym, jak zazwyczaj smakuje jedzenie stołówkowe, prawie każdy wie:). Faktem jest więc, że efekty umiejętności gastronomicznych kucharzy, pracujących „U Romana”, nie były celem naszego spaceru przez ulice: Koletek, Stradomską, Plantami wzdłuż Świętej Gertrudy, Świętego Krzyża aż do Świętego Tomasza 34. Owszem, nie gotują źle, co więcej, oferowane przez nich dania są całkiem tanie, co potwierdza jedna z nas, ale nie jest to miejsce, do którego trzeba zajrzeć, by skosztować najlepszego jedzenia w Krakowie. Ta restauracja jednak posiada coś, co sprawia, że warto do niej zajrzeć. Mianowicie z okien stołówki można obejrzeć panoramę Krakowa – od części przemysłowej miasta po Stare Miasto i Wawel. Niestety nie zobaczyłyśmy tego widoku. Mimo że Joanna zadzwoniła do restauracji dwa dni wcześniej z pytaniem, czy pracują w sobotę i potwierdzono, że tak, to gdy dotarłyśmy do niej, to okazało się, iż jest zamknięta. Na szczęście w pobliżu jest wiele miejsc, gdzie można zjeść całkiem tanio i smacznie, toteż szybko znalazłyśmy inny lokal, w którym zjadłyśmy obiad.



Na deser i odpoczynek udałyśmy się do „Meho Cafe” w Domu Józefa Mehoffer, obecnie w oddziale Muzeum Narodowego w Krakowie, przy ulicy Krupniczej 26. Zanim weszłyśmy do ka-wiarni, to zajrzałyśmy do jednego z najpiękniejszych krakowskich ogrodów, który mieści się na tyłach tego budynku. Wszakże Mehoffer kupił ów dom, gdyż był „urzeczony staroświecczyzną jego wyglądu oraz przestrzenią dziedzińca i ogrodu”[1]. Dodajmy, że zmierzając do tej kawiarni, zatrzymałyśmy się na moment przed kamienicą przy Krupniczej 22. Mimo że fasada budynku jest niepozorna, to o tym, co działo się w jej wnętrzach, można długo i barwnie opowiadać. Dlaczego? Niegdyś mieścił się w niej Dom Literatów, tzw. pisarski kołchoz, należący do Związku Literatów Polskich. Mieszkali tu z rodzinami między innymi: Konstanty Ildefons Gałczyński, Stefan Kisielewski, Stefan Otwinowski, Kazimierz Brandys, Bronisław Maj, Wisława Szymborska. Po tym przystanku udałyśmy się komunikacją miejską na Kazimierz. Pokręciłyśmy się po jego ulicach: Miodowej, Szerokiej, Jakuba, Estery, Placu Nowym, Józefa, Placu Wolnica itd., itp. Przyjrzałyśmy się synagogom: Tempel, Remu, Starej, Wysokiej i cmentarzowi żydowskiemu. Po zaspokojeniu potrzeb kulturoznawczo-historyczno-sztucznych, skosztowałyśmy trochę kazimierskiego wieczornego życia:).

W niedzielę po śniadaniu spakowałyśmy się, wymeldowałyśmy się i zostawiłyśmy bagaże w hotelowej przechowalni. Naszą destynacją była Nowa Huta, polskie wcielenie socrealizmu. Udałyśmy się w jej kierunku, wiedząc, że mamy mało czasu na jej zwiedzenie i nie mamy do końca opracowanej trasy. Zakładałyśmy więc, że niewiele zobaczymy, ale przyświecała nam myśl – nie ilość „zaliczonych” punktów na mapie, lecz klimat dzielnicy będzie najważniejszy w tym doświadczeniu. Ledwo co opuściłyśmy Yarden aparthotel, gdy zadzwoniła do Joanny jej znajoma z pytaniem, gdzie jesteśmy i zaproponowała, że może nas oprowadzić po Nowej Hucie (co prawda, dziewczyny swego czasu rozmawiały o tym, ale umówiły się na tyle niekonkretnie, że byłyśmy wręcz przeświadczone, iż czeka nas samodzielne zwiedzanie). W tym miejscu wspomnimy,


że znajoma jest nowohucianką, przewodniczką po Krakowie, literaturoznawczynią i historyczką sztuki. Ten zestaw jej specjalności w kontekście zwiedzania Nowej Huty był/jest nie lada gratką. Za jej wskazaniem dojechałyśmy do Placu Centralnego im. Ronalda Regana. Już w towarzystwie znajomej i jej opowieści przeszłyśmy się Aleję Róż, zajrzałyśmy do Restauracji Stylowa, gdzie na stoliku stoi „posążek” Włodzimierza Lenina, zobaczyłyśmy Nowohuckie Centrum Kultury i pola znajdujące się tuż za nim. Przeszłyśmy w kierunku ulicy Klasztornej (Kraków-Mogiła), gdzie znajdują się Kościół Narodzenia Pańskiego i św. Bartłomieja Apostoła (przykład sakralnej architektury drewnianej) i Bazylika Krzyża Świętego (mieści się tu Opactwo Cystersów). Po zobaczeniu
tych dwóch przestrzeni sakralnych, wsiadłyśmy w tramwaj i podjechałyśmy nim do Kopca Wandy, na który wdrapałyśmy się. Dzięki temu obejrzałyśmy pomnik projektu Jana Matejki, stojący na nim i zajrzałyśmy za mur kombinatu metalurgicznego. Stamtąd było blisko do Centrum Administracyjnego, składającego się z dwóch budynków, które bywa nazywane „Watykanem” lub „Pałacem Dożów”. Następnie przemaszerowałyśmy się nad Zalewem Nowohuckim, gdyż chciałyśmy zobaczyć Osiedle Szkolne i Teatr Łaźnie Nową. Teatr Ludowy i Kościół „Arkę Pana” zobaczyłyśmy już tylko z okien autobusu, ale jak wspominałyśmy, miałyśmy mało czasu… Dzięki temu mamy powód, by kiedyś wrócić do Nowej Huty:). A przy okazji jadąc do Dzielnicy XVIII lub wracając z niej, można zobaczyć przez okna tramwaju blok-zamek przy Akademii Wychowania Fizycznego. Cóż, nie jest to perełka architektoniczna, ale i taki jest Kraków. 
Sara Zubeir i Joanna Woźnicka

niedziela, 3 kwietnia 2016

Pozorna cisza

Drogie i Drodzy,
chwilowo na blogu cisza..., ale tylko pozornie!

Mogę się z Wami bowiem już podzielić informacją, że "między wierszami" (czyli między innymi działaniami; wszak nazwa "Podróże między wierszami" wzięła się nie bez kozery; bo gdy nie podróżuję, nie przygotowuję się do tego lub gdy nie myślę o tym, to wówczas właśnie działam dość sporo w Wordzie; wiecie te wiersze tekstów... wszelkich) powstaną artykuły o podróży do Kazachstanu, a także o tym, jakie starania trzeba było przed nią odbyć.

"Podróże między wierszami" będą więc chwilowo uciszone. Jak jednak wspominałam - tylko pozornie. W tym czasie będą się komunikować z Wami via:

Instagram - profil instagram.com/podrozemiedzywierszami, gdzie będę się pojawiać sukcesywnie zdjęcia z Kazachstanu (już kilka stamtąd tam znajdziecie)
oraz
Facebook - profil facebook.com/podrozemiedzywierszami, gdzie znajdziecie zajawki o tym, co na Instagramie, i nie tylko o tym:)

Zapraszam do śledzenia tamże!


Astana w budowie. W tym przypadku widok na obrzeża miasta.