poniedziałek, 20 czerwca 2016

Wspomnienie podróży

Mawiają, że podróż nie zaczyna się, gdy ruszamy w drogę, i nie kończy w momencie powrotu do miejsca wyjścia. Taką obserwację znajdziemy między innymi u Ryszarda Kapuścińskiego w Podróżach z Herodotem. Fakt. Zanim udamy się na lotnisko, dworzec, a nawet spacer czy przejażdżkę rowerową, jeśli będzie to bliższa trasa, zwykle przygotowujemy się do tego. Gdy zaś doświadczymy podróży, to zostaje ona w naszej pamięci. Wspomnienie o niej lubię podtrzymywać różnymi dobrami (trwałymi, stąd elementy przestrzeni mieszkania i zawartość mojej szafy mają dość zróżnicowane pochodzenie, oraz mniej trwałymi, o czym za moment).

Dlatego też przywożę między innymi z podróży przyprawy (i nie tylko z nich, wszak jestem przyprawoholiczką), dżemy, kremy, słodycze, sery, wina, herbaty. Zazwyczaj są to lokalne rarytasy. W przypadku wyprawy do Kazachstanu były to herbaty, słodycze i kurt. Ostatni wymieniony produkt wzbudza kontrowersje, nawet ogromne. Jedni uważają go za przysmak, inni wręcz przeciwnie – krzywią się na samą myśl o nim. Być może przez słono-kwaśny smak. Kurt bowiem to połączenie serwatki, twarogu i soli. W efekcie procesu suszenia staje się twardy. Nabyłam go u dwóch źródeł w Pawłodarze. Część kurtu kupiłam od kazachskiej sprzedawczyni-gospodyni na targu ulicznym. W swym asortymencie miała dwie jego odmiany: słoną (klasyczną) i słodką (na tę „słodycz” produktu wpływało tylko to, że został on obsypany czymś à la cukier puder). Pozostały przywieziony kurt kupiłam w osiedlowym sklepie spożywczym i był on wyprodukowany w mleczarni. Specjał ten wpisuje się w moje upodobania smakowe (co prawda nie powiem o nim „niebo w gębie”, jednak według mnie jest smaczny. A gdybym mieszkała dłużej w Pawłodarze, to zapewne od czasu do czasu nabywałabym go dla urozmaicenia jadłospisu). Miny mojego towarzysza podróży (który przebywał znacznie dłużej w Kazachstanie niż ja) i naszych pawłodarskich znajomych, gdy usłyszeli, w co się zaopatrzyłam, jednak mówiły co innego o kurcie.

Co zrobić, gdy zapasy żywności (kazachskie bądź pochodzące z innych rejonów, bo to nie jedyna moja podróżnicza destynacja) wyczerpały się w kuchni? Można oglądać zdjęcia, wspominając podróż, czytać relacje o Kazachstanie (niewątpliwie odkąd stamtąd wróciłam, znaczenie wyostrzyła się moja percepcja w kontekście tego państwa. Ciągle widzę bowiem wzmianki o nim) lub innym miejscu, oglądać mapy. Przyznam się, że mam słabość do „Street View”. Ba, cieszy mnie ta funkcja w mapach Google (wykorzystuję ją zresztą też przed ruszeniem w nieznane mi wcześniej miejsca). W ogóle słabość do efektów prac kartografów miałam już w dzieciństwie. Uwielbiałam oglądać atlasy i globus, przy okazji zadając rodzicom „tysiąc” pytań o to, co na nich widziałam. Upodobanie do map przejawia się także w nabywaniu ich przed wyjazdem. Co więcej, ta słabość i zamiłowanie do designu sprawiły, że postanowiłam zamówić grafikę z mapą Pawłodaru w sklepie Maptu. Swego czasu przeczytałam o nich w jednym z magazynów o sztuce użytkowej i zapisałam w pamięci, że taki twórca map-grafik istnieje. Uznałam bowiem, że plakat z siatką kartograficzną pewnego miejsca będzie dobrym prezentem dla kogoś z moich bliskich. W tym miejscu warto dodać, że sami decydujemy, co będzie przedstawiać taka grafika-mapa (miasto czy wieś, uchwycenie przestrzeni całej miejscowości czy zbliżenie na dzielnicę etc.), jak będzie wyglądać (wybór stylu i orientacji), a także jak ją podpiszemy. Gdy zaczęłam przygotowywać teksty o podróży do Kazachstanu (już nie długo pojawią się na blogu), znowu mignęła mi gdzieś wzmianka o Maptu, co sprawiło, że postanowiłam zamówić mapę Pawłodaru.


Zdjęcie grafiki wykonane w pracowni Maptu.

Rozlewisko Irtyszu w Pawłodarze. Na drugim planie widzimy most, który
na mapie możemy zlokalizować tuż nad zakolem rzeki, do którego po prawej stronie przylega miasto.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz