sobota, 24 września 2016

Bochnia

Wizyta w Bochni nie była zaplanowana. Miałam się znaleźć wraz z towarzyszem podróży w Lanckoronie. Na marginesie, to już drugi raz, kiedy przypadek sprawił, że ostatecznie nie dotarłam do tej malowniczej wsi, zwanej niekiedy miastem aniołów – miejsca, które przyciągało artystów. Mam nadzieję, że do trzech razy sztuka… Tym razem być może zbyt wolno jedliśmy śniadanie, a może nikt dokładnie nie sprawdził sobotniego rozkładu jazdy autobusów… Nieważne, stało się. C’est la vie. "Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło". Dość spontanicznie postanowiliśmy, że obieramy kierunek – Bochnia. I…
I tak oto znaleźliśmy się w mieście soli i… debiutu na scenie Heleny Modrzejwskiej. Późniejszej wielkiej aktorki teatru polskiego. Na scenach zagranicznych znanej jako Modjeska. W Bochni Modrzejewska znalazła się za sprawą Gustawa Zimajera, jej ówczesnego partnera. Zakłada się, że scena, będąca jej miejscem debiutu, sytuowała się w okolicy ulicy Szewskiej. Współcześnie wydarzenie to zostało upamiętnione na tablicy, znajdującej się na jednej ze ścian… Galerii Bocheńskiej, stojącej mniej więcej w miejscu, gdzie kiedyś mieściła się kamienica, w której amatorski zespół teatralny prawdopodobnie w lipcu 1861 roku dał pokaz Białej kamelii. W przedstawieniu tym Modrzejewska wcieliła się w rolę Hortensji. Prawdę mówiąc, wyparłam z pamięci to wydarzenie z życia tej aktorki. O wiele lepiej pamiętam, co działo się w jej życiu w Warszawie czy Krakowie. Toteż w momencie, gdy zobaczyłam tę tablicę na jednym z bocheńskich budynków, niezmiernie się uradowałam i zapewne stałabym dłużej w miejscu, gdzie wisiała ta płyta upamiętniająca, rozmyślając o Modrzejewskiej na bocheńskiej ulicy, gdyby towarzysz podróży mnie nie popędził.

Tablica upamiętniająca debiut Heleny Modrzejewskiej w Bochni.

Helena Modrzejewska, kilka lat po debiucie, w sztuce
Sabaudka, czyli błogosławieństwo matki Dennery'ego i Lemoine'a, 1866,
źródło fotografii: Polona.
Nim przejdę do dalszego opisu trasy, na moment się zatrzymam i zachęcę do wirtualnego spaceru po galerii Helena Modrzejewska Chłapowska – Madame Modjeska, Countess Bozenta Google Arts & Culture.

Miasto soli
Następnie udaliśmy się do Bazyliki św. Mikołaja, która zachwyca swoim wnętrzem - przynajmniej mnie. Przyglądając się kościołowi, dostrzega się zwłaszcza wpływy stylu barokowo-rokokowego, ale niektóre jego elementy są gotyckie. Dodam, że na dziedzińcu kościoła stoi szyb Finder (widoczna na zdjęciu drewniana budowla). Określany też mianem Finderis, Findera. Sól eksploatowano poprzez ten szyb do XV wieku. W tym miejscu warto zauważyć, że taki wózek kopalniany, jaki spotkaliśmy na dziedzińcu przy Bazylice św. Mikołaja (patrz zdjęcie), można zobaczyć też w innych miejscach Bochni. Sygnalizują one, że w danym miejscu znajdował się jeden z szybów kopalni.

Fragmenty Bazyliki św. Mikołaja i szybu Finder.
Jako że jedno z nas miało szczególną chęć zjedzenie lodów, to zajrzeliśmy do cukiernio-galerii De La Luca. Niestety nie było tam tego, co chcieliśmy. A szkoda, bo to urokliwe miejsce, w którym można nabyć nie tylko wyroby cukiernicze (a co więcej, można je tam także spożyć), ale jest tam też możliwe zakupienie przedmiotów dekoracyjno-użytkowych w stylu shabby chic, skandynawskim i prowansalskim (czy też dopasowujące się do takich stylów). Niestety nie mam zdjęcia choćby wystawy tego miejsca. Jedno jest pewne, jeśli znajdę się jeszcze w Bochni (a sporo pozostało mi tam do odkrycia – między innymi Muzeum Motyli Arthropoda, szlak żydowski, czy też pozostałe trasy w kopalni), to na pewno zajrzę do De La Luca. Jednak i w tym przypadku okazało się, że: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, a wyszło najlepiej. Ostatecznie trafiliśmy bowiem na lody do Cafeterii Espresso, gdzie można nabyć lody z wytwórni Loryś & Loryś. Mile mnie one zaskoczyły. Po pierwsze, kulki były prawie wielkości tych włoskich (co w Polsce jest rzadkością), a po drugie, okazało się, że można między innymi nabyć lody „Sutoris” (nazwa jednego z szybów) o smaku słono-śmietankowym. Warto ich spróbować. A poza tym doceniam fakt, że twórca tych lodów odniósł się do tego, co jest typowe dla tego miasta – do soli.

Niżej nałożona kulka lodowa jest o smaku "Sutoris". 
Posileni lodami udaliśmy się kierunku celu naszej podróży – Kopalni Soli Bochnia, wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO (jak widać, w pewnym sensie nieplanowanie znalazłam się kolejny raz w tym roku w miejscu z tej listy). Gdy weszliśmy do kopalni, powitał nas kamień soli, a pod nim napis „Szczęść Boże”. 

Kamień soli przy wejściu do kopalni.
Łączy się to ze swoistą religijnością bocheńskich górników. Jak wiadomo, ich praca odbywała się w niezmiernie trudnych warunkach. Aby ustrzec się przed nieszczęściem, witano się pod ziemią, nawet z nieznajomymi, właśnie słowami „Szczęść Boże”. 
W kasie nabyliśmy bilety na trasę rozszerzoną o przeprawę łodzią przez komorę zalaną solanką. Jednak nie jest to jedyny możliwy szlak zwiedzania. Nie będę zdradzała wszystkich szczegółów podziemnej wycieczki, ale powiem, że warto zjechać pod bocheńską solną ziemię, choćby po to, by zobaczyć kaplicę św. Kingi. Dodam, że to chyba jedyne miejsce kultu religijnego na świecie, przez które przejeżdża kolejka. A jeśli zwiedza się kopalnię soli z dziećmi, to zapewne spodoba się im podziemna ekspozycja multimedialna, a także bardzo długa zjeżdżalnia, która służyła górnikom.

Informacje praktyczne
Z Krakowa do Bochni można dostać się busem lub pociągiem. Istnieje też bezpośrednie połączenie z Warszawy.

PS 1. Dziękuję Pani Barbarze – przewodniczce za ciekawe oprowadzenie po kopalni.

PS 2. Czytelnicy fanpage bloga „Podróży między wierszami” być może pamiętają, że wspominałam o Spacerowniku teatralnymTeatralny Kraków Heleny Modrzejewskiej. A może by tak więc pobyt w Krakowie i spacerowanie po nim śladami Heleny Modrzejewskiej połączyć z wizytą w Bochni?

Kopalnia Soli Bochnia i jej otoczenie.


Wnętrze kopalni.

Kaplica św. Kingi w kopalni.


Fragmenty bocheńskich budynków. Z prawej strony strony fragment Szybu Sutoris.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz